KATASTROFA W SMOLENSKU: najświeższe informacje, zdjęcia, video o KATASTROFA W SMOLENSKU; katastrofa w smolensku
Zanim nastało tam piekło, najpierw przyszło niebo. Zanim zaczęto „rysować śmierć”, rozległ się krzyk: „Okażcie skruchę, żałujcie, żałujcie!”. I gdzie był ten wasz Bóg? To pierwsze pytanie, jakie pojawia się w necie pod kolejnym newsem o wojnach i zawirowaniach. Gdzie był? Weźmy do ręki kalendarz. Rosja wrze, przygotowując bolszewicką rewolucję 1917 roku. Niebawem krew poleje się strumieniami. Wokół wybuchają bomby I wojny światowej. Na krańcu Europy troje pastuszków otrzymuje przesłanie mające przesądzić o losach świata. Maryja mówi, że nadejdzie jeszcze straszliwsza wojna, a Rosja zaleje świat swymi błędnymi naukami. Kto uwierzy niepiśmiennym pastuchom? Kolejny przykład. Przywołuję go nie ex cathedra, ale jako prywatne spostrzeżenie, całkowicie ufając werdyktowi Kościoła, który dotąd nie wypowiedział się o prawdziwości objawień. O Medjugorie, ukrytej w górach Hercegowiny, zabitej dechami wiosce nie usłyszałby nikt, gdyby nie jedno wydarzenie. 24 czerwca 1981 roku kilkoro dzieci ujrzało na wzgórzu Podbrdo postać kobiety. Gospa (po chorwacku Pani) przedstawia się jako: „Kralica Mira” (Królowa Pokoju). Ludzie przypomnieli sobie ten zwrot, gdy dokładnie w 10. rocznicę objawień (przypadek?) Słowenia ogłosiła niepodległość, co dało początek krwawej wojnie na Bałkanach. Chorwacja wystąpiła z federacji Jugosławii, a armia serbska zaatakowała Słowenię. Świat osłupiał, czytając o masakrze ośmiuset w Srebrenicy, oblężeniu Sarajewa, tysiącach gwałtów… Rwanda Temat powracający jak bumerang. Nastolatki z Kibeho twierdzą, że widziały Matkę Jezusa. Powtarzają Jej przesłanie: „Przyszłam przygotować drogę mojemu Synowi, ale wy tego nie chcecie zrozumieć. Czas, który wam pozostał, jest już krótki”. O tych słowach ludzie przypominają sobie dopiero po straszliwej rzezi. Wracają do słów objawień, kupują książki, kserują orędzia… Bardzo płakała 15 sierpnia 1982 roku płakała. Dziewczęta ujrzały Ją przygnębioną, niezmiernie smutną, zalaną łzami. Tego dnia w Kibeho zgromadziło się ponad 10 tys. osób. Dziewczęta dotknęły piekła. Ujrzały przerażające sceny: rzeki spływające krwią, tłum mordujących się nawzajem ludzi, rozrzucone na polach czaszki, ciała bezwładnie walające się po wzgórzach. „Wszystko płonęło. Widziałam głębokie ciemne doły, głowy rozrąbane na pół” – opowiadała Alphonsine, jedna z widzących. Po 12 latach, gdy wieczorem 6 kwietnia 1994 roku samolot prezydenta Rwandy Juvénala Habyarimany został zestrzelony nad Kigali przez „nieznanych sprawców”, Hutu sięgnęli po maczety. Kraj Tysiąca Wzgórz spłynął krwią, a widzenie stało się faktem. Paramilitarne bojówki Interahamwe, składające się głównie z członków plemienia Hutu, rozpoczęły systematyczne mordowanie ludności Tutsi. Kibeho również spłynęło krwią. Atmosfera była gęsta od agresji. W kościele stłoczył się 5-tysięczny przerażony tłum. Starcy, dzieci, kobiety. Do tej pory świątynie były azylem. Tym razem stało się inaczej. Oprawcy wybili w murze kościoła dziury. Wlali przez nie benzynę. Wrzucili do świątyni granaty. Ci, którzy nie zginęli od wybuchu, spłonęli żywcem. Dziś o wyrąbanych w murze dziurach przypominają ogromne, jaskrawe, fioletowe plamy. Rok później, w kwietniu 1995 roku, na placu objawień dopuszczono się rzezi na uchodźcach wojennych, którzy schronili się w Kibeho. Znów rzekami płynęły stosy trupów. – W Rwandzie nie ma rodziny, której nie dotknęłaby tragedia ludobójstwa. Ta wojna miała korzenie całkowicie demoniczne – jest przekonany o. Stanisław Urbaniak, palotyn, egzorcysta pracujący od lat w Rwandzie. – Podam konkretny przykład. Przed wojną, w czasie egzorcyzmu, gdy zapytałem demona o imię, usłyszałem: „Nazywam się Interahamwe”. Parsknąłem śmiechem. Myślałem, że to zmyłka. Była to przecież nazwa policji, służb. Po dwóch latach wiedziałem, że demon nie kłamał... Interahamwe były bojówkami Hutu, które wspólnie z Impuzamugambi dokonały masowego mordu na ludności Tutsi, zabijając ponad 800 tys. ludzi. – Gdy innym razem w czasie egzorcyzmu (trwała już wojna) rozkazałem, by demony zdradziły swe imiona – wspomina o. Stanisław – nagle jeden z nich mówi: „Nazywam się Krew. Piłem krew pierwszej osoby zamordowanej przez tego człowieka”. Musiałem go długo „mordować” Przenajświętszą Krwią Chrystusa… Pierwszy krok w chmurach Oto główne bohaterki „zamieszania”: Alphonsine Mumureke (ur. 1965 r.). W chwili objawień została przyjęta do szkoły średniej w Kibeho. Wesoła, skłonna do żartów. Pierwsze objawienie miała 28 listopada 1981 roku, ostatnie – 28 listopada 1989 roku. W czasie rzezi uciekła na Wybrzeże Kości Słoniowej i wstąpiła do klasztoru św. Klary w Abidżanie, gdzie przyjęła imię Alphonsine od Krzyża. Marie Claire Mukangango (ur. 1961 r.) W chwili objawień uczyła się w czwartej klasie szkoły średniej. Rozmawiała z Maryją przez ponad pół roku. Jej pierwsze objawienie miało miejsce we wtorek 2 marca 1982 roku, a ostatnie – 15 września 1982 roku. To ona przekazała światu orędzie: „Okażcie skruchę, żałujcie, żałujcie!”. W czasie ludobójstwa mieszkała z mężem w Kigali. Zginęła wraz z grupą bezbronnych cywilów. Nathalie Mukamazimpaka (ur. 1964 r.) W chwili objawień była uczennicą czwartej klasy szkoły średniej. Po raz pierwszy ujrzała Matkę Słowa 12 stycznia 1982 roku, po raz ostatni natomiast – 3 grudnia 1983 roku. Do dziś mieszka w Kibeho. W miejscu objawień była świadkiem straszliwej masakry i rzezi na niewinnych. Nic nie zapowiadało nadzwyczajnych wydarzeń. Było leniwie, nudnawo. Jak zwykle, gdy ma się objawić. Rwanda (jedno z najbiedniejszych państw świata) świętowała 20-lecie niepodległości (po I wojnie światowej stała się protektoratem Belgii). W sobotę 28 listopada 1981 roku o Alphonsine sprzątała refektarz. Nagle usłyszała ciepły głos: „Moja córko, chodź za mną!”. Zdumiona rozejrzała się wokół. Nie było żywego ducha. „Straciłam poczucie, gdzie jestem” – opowiadała później. „Tak, jakbym znalazła się w chmurach. Na jednej z nich ujrzałam Panią niezwykłej urody. Rozpoznałam w niej Matkę Jezusa”. „Kim jesteś?” – spytała zaskoczona Alphonsine. „Nyina Wa Jambo” (Jestem Matką Słowa) – usłyszała w odpowiedzi. Tego samego dnia wieczorem ujrzała Ją ponownie. Rozmawiały o rodzinie, najbliższych uczennicy szkoły w Kibeho. Alphonsine opowiedziała o spotkaniu koleżankom i dyrektorce szkoły. Nie uwierzyły. „Nie była nawet specjalnie pobożna. Wcześniej dużo się nie modliła. Tylko wtedy, kiedy musiała” – wspominają koleżanki ze szkolnej ławki. „Poza tym pochodziła z regionu znanego z różnorakich praktyk okultystycznych. Brałyśmy ją za obłąkaną albo wręcz opętaną przez złe duchy. Cała szkoła huczała od plotek: »Patrzcie, znalazła sobie sposób na to, by zaistnieć i zyskać naszą akceptację«”. Sama zaczęła mieć wątpliwości. Była rozdarta. A jeśli to rzeczywiście opętanie? – zachodziła w głowę. „Zawierzyłam Matce Słowa” – wspomina. „Modliłam się: »Wierzę, że to Ty, ale proszę, ukaż się też komuś innemu. Jestem samotna, niezrozumiana, odrzucona. Przyjdź też do innych osób«”. Prośba została rozpatrzona pozytywnie. W uszczypliwościach i szyderstwie prym wiodła Marie Claire Mukangango. Do czasu, gdy… sama ujrzała Maryję. Trzecią uczennicą, która dostąpiła tego zaszczytu, była Nathalie Mukamazimpaka. „Wszyscy patrzyli na nas z podejrzliwością, dyrektorka straszyła wyrzuceniem ze szkoły” – wspomina Alphonsine. Objawienia powtarzały się regularnie przez kolejne dni, tygodnie, miesiące. Do niewielkiego Kibeho zaczęły walić wielotysięczne tłumy. Jak zwykle bywa w podobnych przypadkach: część szukała widowiska i taniej sensacji, inni ustawiali się w coraz dłuższych kolejkach do konfesjonałów. W internecie można zobaczyć archiwalny film, na którym dziewczęta padają na kolana i zaczynają poruszać ustami. Są nieobecne, wpatrzone w jeden punkt. Na nic zdało się kłucie igłą, bolesne szczypanie. Nie reagowały. Miały przez godzinę wzrok skupiony na oślepiającym słońcu, a jednak nie mrużyły oczu! Promienie nie zniszczyły siatkówek – zdumiewali się wezwani przez miejscowego biskupa lekarze. Piekło–niebo Podobnie jak pastuszkom z Fatimy gość z nieba zafundował wizjonerkom (Alphonsine 20 marca 1982 r., a Nathalie 30 października 1982 r.) wyprawę w zaświaty. Dziewczęta miały ujrzeć niebo, czyściec i piekło. Ta wizja zrobiła na nich porażające wrażenie. Podobnie jak dzieci w Fatimie, wizjonerki gruntownie przebadano. Prześwietlono ich życiorysy, podpięto do fachowej aparatury, szczegółowo zdiagnozowano stan ducha. W maju 1982 r. ordynariusz diecezji Butare Jean Baptiste Gahamanyi powołał komisję medyczną oraz teologiczną, które miały zbadać prawdziwość objawień. 29 czerwca 2001 roku objawienia zostały uznane przez Kościół. Od 10 lat w Kibeho działa prężnie sanktuarium poświęcone Matce Słowa. Choć objawienia trwały aż 8 lat, najważniejsze przesłanie dziewczęta otrzymały już w pierwszych dwóch latach spotkań z Matką Słowa. Każda z nich otrzymała inny przekaz, a jednak relacje wizjonerek opowiadających o orędziach ułożyły się w przedziwne, idealnie pasujące do siebie puzzle. Najważniejsze przesłanie? Pilne wezwanie do szczerej skruchy i przemiany serc (dziewczęta usłyszały „Okażcie skruchę, żałujcie za grzechy, żałujcie za grzechy!”. „Nawróćcie się, kiedy jest jeszcze na to czas”). Kondycja świata – widziana z odgórnej perspektywy – nie wyglądała zbyt różowo. „Świat ma się bardzo źle” – przekazywały wizjonerki. „Działa na własną zgubę, wkrótce wpadnie w otchłań, to znaczy pogrąży się w niezliczonych i nieustających nieszczęściach. Świat buntuje się przeciwko Bogu, popełnia za dużo grzechów; nie ma na nim miłości ani pokoju”. Z Kibeho płynęło przypomnienie, że cierpienia, życiowe zawirowania i rany są kanałami Bożej łaski. 15 maja 1982 roku Nathalie usłyszała: „Nikt nie wchodzi do nieba, nie cierpiąc”, a innym razem: „Dziecko Maryi nie rozstaje się z cierpieniem”. Usłyszała, że cierpienie jest sposobem na odpokutowanie za grzechy świata. Maryja wielokrotnie wzywała do szczerej, gorliwej modlitwy za świat i nieustannego szturmu do nieba w intencji Kościoła, który – jak zapowiedziała – „czekają wkrótce poważne przykrości”. Wezwała do umiłowania modlitwy różańcowej. Marie Claire Mukangango przypomniała również o zakurzonej formie „Różańca do Siedmiu Boleści” – niegdyś popularnej, a w czasie trwania objawień kompletnie zapomnianej. Maryja – relacjonowały wizjonerki – prosiła, by w miejscu objawień postawić kaplicę, która ma stać się miejscem wielu łask. Niezwykle ważne dla Jana Kowalskiego jest przesłanie: „Jeśli jestem obecnie w parafii w Kibeho, to nie znaczy, że jestem zainteresowana tylko Kibeho, diecezją Butare, Rwandą lub Afryką. Jestem zaniepokojona i zwracam się do całego świata”. Choć eschatologiczne przesłanie Matki Słowa dotykało przede wszystkim sfery ducha, kondycji wiary i było pełnym tęsknoty wołaniem: „Wracajcie!”, nie sposób uciec od obrazów, które po kilkunastu latach obiegły światowe media. Dokładnie 31 lat temu 15 sierpnia Maryja pokazała dziewczętom przerażającą wizję. Przestrzegała przed tym, co miało niebawem nastąpić. Dlaczego niewielu Jej uwierzyło? – Taką mamy naturę. Jesteśmy niedowiarkami – podsumowuje o. Stanisław Urbaniak. – Nie wierzymy, bo nie chcemy. Trudno nam jest przyjąć miłość Boga, który wysyła swą Matkę, by ostrzegła ludzi przed kataklizmem. O objawieniach w Kibeho przypomnieliśmy sobie dopiero, gdy popłynęła krew. Czy nigdy nie pytałem: „Gdzie był Pan Bóg?”. Nie. Zawsze pytałem: Gdzie był człowiek, gdy Pan Bóg przemawiał?”.•
Gdzie byl Bog ja sie pytam! Moderator: moderatorzy. Regulamin forum W tym dziale można pisać teksty wykraczające poza uporządkowaną dyskusję na konkretny temat Kolejna analiza milkną echa po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem. Internauci prześcigają się w snuciu domysłów. Największym zainteresowaniem cieszą się fora dyskusyjne o teoriach pojawiła się informacja, jakoby mężczyzna, który nagrał amatorską kamerą filmik, nie artykuł przeczytasz tutaj: Autor amatorskiego filmu spod Smoleńska nie żyje? Kolejne teorie spiskowe (wideo)Wszystkie teorie spiskowe nie są w żaden sposób zweryfikowane. Jednak coraz więcej internautów próbuje udowodnić swoją rację. Przedstawiamy kolejną analizę wydarzeń. Tym razem stworzoną przez użytkownika o nicku przeczytasz Teorie spiskowe (wideo, zdjęcia)To nie była katastrofa – powiedział Krzysztof Jackowski. Zdradził przy okazji, że niedługo przed katastrofą smoleńską ujawnił śp. Andrzejowi Lepperowi swój sen (ślad po ich rozmowie W obliczu tragedii zawsze mówi się o tych znanych, największych ludziach. O malutkich się zapomina. Justyna była właśnie tą małą i zasługuje, aby o niej pamiętano - mówi Zdzisław Moniuszko, tato sobotę o godz. 8. 56 prezydencki samolot rozbił się w pobliżu lotniska w Smoleńsku. Na pokładzie było 96 osób. Wszyscy zginęli. Wśród nich była Justyna Moniuszko, stewardessa z Białegostoku, która w lipcu skończyłaby 25 Pierwszy komunikat o katastrofie usłyszeliśmy w radiu zaraz po godz. 9 - mówi Grażyna Potrykus, ciocia Justyny. - Już tedy przypuszczaliśmy, że Justyna leciała tym samolotem. Natychmiast zadzwoniliśmy na jej komórkę. Nie odpowiadała. Była poza zasięgiem. Gdy nie mogli się z nią skontaktować, zaczęli dzwonić do 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, w którym pracowała. Tuż po godz. 10 poznali prawdę. Przylecieli złożyć kondolencje- Zadzwonili z kancelarii prezydenta, że wysłali delegację - mówi Grażyna Potrykus. - Do Białegostoku przyleciał śmigłowcem ppłk Marek Miłosz z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Latał z Justyną i chciał osobiście złożyć nam to zrobić jedynie ojcu dziewczyny. Jej mama dowiedziała się telefonicznie. Właśnie wraca z Belgii. Brat jest w Holandii. Robi badania do doktoratu. Wróci w poniedziałek. Mimo olbrzymiej tragedii jaka spotkała rodzinę, Zdzisław Moniuszko nie chce pozwolić, aby zapomniano o jego córce. Przez łzy pokazuje zdjęcia Justyny Moniuszko, która od najmłodszych lat była zafascynowana ze spadochronem- Od dzieciaka skakała na spadochronach - wspomina pan Zdzisław. - Zawsze była pełna energii. Latanie sprawiało jej dużo radości. Przez wiele lat była aktywnym członkiem sekcji spadochronowej Aeroklubu Białostockiego. W tym czasie wykonała ponad 250 skoków. Po szkole średniej wyjechała na studia do Radomia. Zdobyła uprawnienia pilota szybowcowego. Po roku rozpoczęła studia na Wydziale Mechanicznym, Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. - W tym roku miała bronić pracę magisterską - mówi Grażyna Potrykus. - Była jedną z najładniejszych studentek. Zdobyła nawet tytuł lata temu Justyna Moniuszko została stewardessą w pasażerskich liniach LOT. Po roku zaproponowano jej pracę w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa prezydentem latała od 2 lat- Z prezydentem latała od dwóch lat - mówi jej tato. - A że była panienką, to często zastępowała koleżanki z załogi, które musiały zostać w domu z Była zadowolona z tej pracy - dodaje jej ciocia. - Uwielbiała latać, cieszyła się, że może zwiedzić świat. Towarzyszyła najważniejszym osobom w państwie podczas wielu podróży. Była w Afganistanie. Trasę do Smoleńska znała na przed katastrofą była w Smoleńsku- Dzień przed katastrofą też była w Smoleńsku, tym samym samolotem - mówi Zdzisław Moniuszko. - A jeszcze wcześniej latała z rodzina boi się, że pamięć o Justynie może zaginąć, tak się nie stanie. Dziesiątki jej przyjaciół i znajomych wspominają ją na forach internetowych i składają kondolencje rodzinie. Jej zdjęcie ustawiono w Pałacyku Gościnnym obok fotografii ostatniego prezydent RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, marszałka Krzysztofa Putry i prawosławnego arcybiskupa hajnowskiego Mirona Chodakowskiego. Pod jej zdjęciem przy pomniku generała Józefa Piłsudskiego płoną ją pamiętamPamiętam ją z dzieciństwa. Szczególnie szczery uśmiech, który potrafił rozproszyć najczarniejsze chmury. Biła od niej energia, dzięki której zjednywała sobie ludzi. Wakacyjne wygłupy, wielogodzinne rozmowy na hamaku. Tego nigdy nie ofertyMateriały promocyjne partnera
0 thoughts on “Frondelek Pictures przedstawia: Gdzie był Bóg w Smoleńsku?” Zar pisze: 6 marca 2012 o 12:46. Nie wiem czy autor nagłówka:Nowy film mistyków
ks. Zbigniew Niemirski Chyba nie ma nic trudniejszego niż próba teoretycznej odpowiedzi na pytanie o to, co jest najbardziej odległe od teorii - cierpienie. Mimo tego zastrzeżenia, podejmuję się tego zadania, bo w kontekście obchodów 70. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau zostałem o to zapytany: "Gdzie był Bóg, gdy tak straszliwie cierpieli ludzie, dlaczego On milczał?". Pytanie o obecność Boga w przestrzeni cierpienia jest jednocześnie pytaniem o samego Boga, o to, Kim On jest i jaki On jest. Cierpienie jest jedną z ważnych przyczyn ateizmu, stąd jest pytaniem szczególnie ważnym. "Gdzie był Bóg?" jest najpierw pytaniem Żydów, narodu skazanego przez hitleryzm na totalną eksterminację. Dla wielu z nich Holocaust stał się przyczyną ateizmu. I tutaj muszę przejść do tej tak bardzo trudnej czystej teorii. Bóg Starego Testamentu, a dla Żydów po prostu Bóg Biblii, to Stwórca, Pan wszechświata i dziejów, nieskończony Władca ponad światem. Myśl o tym, by Bóg mógł stać się człowiekiem, była myślą wręcz bluźnierczą. Dwa tysiące lat temu oczekiwali Mesjasza, ale nie oczekiwali tego, by tym Spodziewanym mógł być On. Odrzucili Go. Tymczasem dla nas, chrześcijan, Bóg stał się człowiekiem. Był jednym z nas i, co więcej, poniósł na sobie to, czego najbardziej nie chcemy - cierpienie. Gdy w kontekście Auschwitz pojawia się pytanie: "Gdzie był Bóg?", my, chrześcijanie, odpowiadamy: "On był tam, w środku tego nieludzkiego cierpienia, bo nie był odległym Panem wszechświata, ale był na krzyżu". Nie wiem, czy potrafiłbym sprostać heroizmowi tych, którzy tam, w Auschwitz, dawali świadectwo swojej wiary. Bardzo boję się, że nie. Ona, wiara w obecność Boga na krzyżu, sprawiła, że właśnie w Auschwitz o. Maksymilian Kolbe poszedł na głodową śmierć za brata więźnia. Ta sama wiara w obecność Boga także tam była motywem heroicznych czynów ks. Kazimierza Sykulskiego. "Bili mnie strasznie, ale nikogo nie zdradziłem. Wiem z konfesjonału, kto należał, ale jestem księdzem katolickim i tajemnicy spowiedzi nie zdradzę" - mówił współwięźniom w katowni gestapo w Radomiu. Potem w Auschwitz, jako więzień z numerem 21962, dzielił się chlebem z innymi. Gdy mu zwracano uwagę, że w ten sposób osłabia swe siły odpowiadał: "Sił starczy mi do klęski Niemiec”. Został rozstrzelany w grudniu 1941 r. Idąc na egzekucję, powiedział: "Jeżeli Bóg żąda ode mnie takiej ofiary dla dobra Kościoła i Ojczyzny, to ja chętnie ją składam". Przed wojną ks. Sykulski był posłem do Sejmu Ustaawodawczego RP, pierwszym proboszczem parafii pw. Opieki NMP w Radomiu (dziś katedry), a potem proboszczem parafii pw. św. Mikołaja w Końskich. Został ogłoszony błogosławionym przez Jana Pawła II w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Wierzę w to, że ukrzyżowany Bóg był w Auschwitz. A dlaczego pozwolił na to wszystko? Sprawił to dar wolności, którą obdarzył każdego z nas, i nigdy go nie odwołał. On jest na krzyżu, gdy dzieje się każdy grzech. Jaki? Każdy.
Proście, a otrzymacie. Pisma święte nauczają, że Bóg zawsze wysłuchuje i odpowiada na nasze modlitwy, jeśli tylko zwracamy się do Niego z wiarą i szczerym zamiarem. Nasze serca przepełni poczucie spokoju i pocieszenia, potwierdzające, że Bóg nas słucha. Gdy czynimy wolę Ojca, możemy poczuć zapewnienie, że wszystko będzie dobrze.„Jeżeli tego nie zrobimy, to oni przyjdą, położą się w naszej pościeli i będą jeść z naszych garnków" – taka trafna, prosta definicja patriotyzmu bardzo mi się podoba. Usłyszał ją od ukraińskich ochotników dziennikarz Wojciech Mucha w odpowiedzi na pytanie, dlaczego jadą na wojnę. I nam nigdy nie dość powtarzać, że obrona Ojczyzny jest niczym innym jak obroną samego siebie. U nas wszelako, adeptce parcia na szkło, której popisy wydają mi się zawsze tą samą parodią kreacji Giulietty Masiny w roli cyrkowego klauna, udało się wypromować osobliwy protest song na temat patriotyzmu. Zaczyna się on od słów: Gdyby była wojna byłabym spokojna nareszcie spokojna „wreście" byłabym... - i biegnie dalej w tym guście z kulminacją wypięcia się na Polskę, której patologiczną manią, jak wynika z utworu, jest jakoby żądanie krwi od autorki. Żeby było śmieszniej, wykonawczyni na oko dojrzałej płci żeńskiej, „daje" głosikiem o tembrze wkurzonego, małoletniego chłopaczka. Na marginesie, forma „wreście" jest moją transkrypcją oryginalnej dykcji zdeterminowanej śpiewaczki. Słyszeć ją winien w ostateczności znany tatuś. Zawczasu. Nieszczęsna jest także ojczyzna, która ma takie córy. Niegdyś Polki słynęły z urody ciała, patriotycznej, szlachetnej duszy i rozumu. Cytowana wyżej adeptka urabia słuchaczy mocą swej groteskowej sztuki na bezwolne, bezradne ofiary wojny. Ma to niebagatelny sens dla zainteresowanych naszą bezbronnością. Mądrego nie pocieszy fakt, że ofiarą tej bezbronności może stać się także ten, komu się zdaje, że bezwzględnie da się uniknąć wojennego losu narodu ogłaszając swoje patriotyczne pas. „Pożyteczni idioci" niezmiennie jednak bywają potrzebni. Promowanie ich w tzw. sztuce jest skuteczniejsze i dużo tańsze niż czołgi. Szeroki świat wie to bardzo dobrze. Niekiedy potrzeba tylko trochę czasu, by tajemnica jakiejś zdumiewającej sławy stanęła w całej jaskrawości. Jeszcze niedawno nie dowierzałam samej sobie, ponieważ artystka Netrebko zwyczajnie nigdy mnie nie zachwyciła, mimo że nie ma dziś drugiej, równie oszałamiającej kariery słowiańskiej śpiewaczki. Datek solistki w kwocie miliona rubli na rzecz sztuki operowej najnowszych republik Ługańskiej i Donieckiej na tle demonstracyjnych karesów z ich parlamentarzystami rzuca jednak snop światła na bieg rzeczy. „Niemcy nie wyślą śmiercionośnej broni Ukrainie" – zapewniła dopiero co swego przyjaciela na dobre i złe Frau Aniela. Ma to pewnie znaczyć, że Ukraińcy nierozważnie postępują ze śmiercionośną bronią, zamiast witać przyjezdne tanki pojednawczymi czastuszkami przy dźwiękach harmoszki. Niemiecka chata z kraja. Droga z Ukrainy do Niemiec prowadzi jeszcze przez Polskę, a wojska polskie także najzacieklej nastawiają się na obronę przed wschodnim agresorem granic niemieckich. Niezwłocznie przyklasnął Frau Anieli Dariusz Joński – rzecznik prasowy SLD, wyrosły już w młodości, niczym szczep radzieckiego badacza Miczurina, na tym samym pniu lewicowości, co Frau Kanzlerin w wiośnie swoich enerdowskich lat: „Domaganie się dostaw uzbrojenia dla Ukrainy, to dolewanie benzyny do ognia. Kosztem jakby relacji polsko – rosyjskiej" – wystawił Joński eseldowską kawę na ławę. „Kosztem jakby polskiej racji stanu." – przypieczętował banialuką. Pewnie mu mało korytarza królewieckiego, a istnienie państwa ukraińskiego nie jest dla niego polskim handicapem i łaską boską. Szanując stylistykę, bądź co bądź, rzecznika, pozostańmy z nadzieją, że tylko „jakby". Nawet Joński może nie zdążyć czmychnąć stąd na czas. Właśnie dzięki oportunizmowi świat miał w nosie raporty rotmistrza Witolda Pileckiego, który planował zorganizować wyzwolenie Auschwitz. Z tego samego powodu świat i dziś nie chce słyszeć o tym największym, polskim bohaterze XX wieku, a i na .naszym zapleczu wspierają go wciąż kohorty miejscowych zauszników. Identycznie Europa miała w nosie, męczoną bolszewickim terrorem, otoczoną zbrojnym kordonem w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, głodzoną na śmierć Ukrainę. Nie inaczej jak Polskę zaatakowaną w roku 1920. Podczas napadu bolszewików nie opuścili nas wówczas w biedzie jedynie nuncjusz papieski - późniejszy papież Pius XI oraz przedstawiciel dyplomatyczny Turcji. To był ekstrakt europejskości, gdy w roku 1938 Chamberlain obwieścił radośnie rodakom po powrocie z Monachium kłamliwy, hańbiący slogan: „Przywiozłem wam pokój!" Właśnie bowiem podpisał przyjacielski układ z Hitlerem, sprzedając Czechosłowację. Jak gdyby wczoraj, przy niezmąconym spokoju globalnej wioski, Czerwoni Khmerzy wymordowali pół narodu Kambodży w imię komunizmu nabytego na lewackich, francuskich uczelniach. Całe lata zachowujemy obojętność wobec konania milionów z głodu, na skutek komunistycznego obłędu w Korei. Cyniczni, perfidni sprzymierzeńcy zbójów świata, szczególnie zaś narybek lewactwa, pasjami lubią za to zadawać przy takich okazjach wiekopomne pytanie: „A gdzie jest Bóg?" Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Nie ma i teraz zapalonych chętnych do zadeklarowania Polsce poważnej pomocy w razie powtórki obustronnego napadu z roku 1939. Niestety, już zanosi się na bliski horror. Nasi paradni specjaliści od bezpieczeństwa gotowi są, pod pretekstem kabaretowej „szpicy", w swojej rozpaczliwej niekompetencji zwabić na polską ziemię uzbrojonych w niewątpliwie śmiercionośną broń Niemców, którzy tym razem odnoszą się do tej bohaterskiej, wojskowej misji przedziwnie wspaniałomyślnie. Mogliby zrewanżować się Ukraińcom w Donbasie za dawne, przyjacielskie przysługi, lub bez zbędnego patosu wspomóc Lwów. Szok i niedowierzanie, bo Krzyżaków też ściągnęliśmy sobie ku obronie, a konsekwencje tej łaski cierpimy do dzisiaj. Niemcy lubią fałszować literę układów. Czuję, że tym razem mogą opękać sprawę nawet bez Ribbentropa. Wojna podchodzi coraz bliżej pod polskie drzwi. Obok nas, bliziutko, za progiem, w odległości niedużo większej niż dzień jazdy autem, z braku oręża i żywności od długiego czasu giną Ukraińcy w obronnej wojnie. Na miejscu jedynie katoliccy i grekokatoliccy księża oraz zakony heroicznie pomagają przetrwać tysiącom kobiet i dzieci zbiegłych z terenów walki. Tragedii Ukrainy przyglądamy się beztrosko, głupio polegając na oportunistycznej, egoistycznej, fałszywej i chciwej Europie. Dlatego, jeżeli kiedyś cudem ujdziesz z pożogi wznieconej oto na twoich oczach, miej odrobinę godności. Wtedy przynajmniej nie pytaj, gdzie, kiedy ginął twój świat, był Bóg.
Gdzie byl Bog w Smolensku? + DVD. Stan Używany Język publikacji polski Nośnik książka papierowa Okładka twarda Wydawnictwo Dom Wydawniczy Rafael Liczba stron 48.
W nieszczęsnej historii z trotylem na wraku Tupolewa ujawniła się cała smoleńska antylogika, która od dwóch i pół roku zatruwa polskie życie publiczne. Po publikacji „Rzeczpospolitej” i dementi prokuratury jeden z prawicowych blogerów napisał: „wiele brakuje, by udowodnić, że był to po prostu wypadek lotniczy”. Telewizyjny dziennikarz Piotr Kraśko w swoim programie powiedział do eksperta: „ale nie udowodniono, że na wraku nie było materiałów wybuchowych”. „Rzeczpospolita”, już po konferencji prokuratury, napisała w częściowo przepraszającym redakcyjnym komentarzu: „w szczątkach samolotu mogły być trotyl i nitrogliceryna, ale nie musiały”. Na konferencji, urządzonej przez zespół Antoniego Macierewicza następnego dnia po trotylowym wtorku, kontynuowany był wątek zamachu, w postaci jakiejś analizy pasa jednej z ofiar katastrofy, przeprowadzonej podobno prywatnie w USA, i tam padły słowa: „pas mógł mieć kontakt z materiałem wybuchowym”. Czyli mógł, ale nie musiał. Wartość poznawcza takiego stwierdzenia jest niemal zerowa. Niemal, bo od razu uruchamia się drugie słowo wytrych: „niewykluczone”. Czy można na sto procent, poza wszelką wątpliwość, wykluczyć zamach w Smoleńsku? Nie, nie można. Prokurator wojskowy płk Szeląg powiedział o trotylu: „nie mówię, że nie było. Mówię, że nie stwierdzono”, co wzbudziło lawinę szyderstw wśród prawicowych komentatorów, ale miał rację. Rzeczywistość, zwłaszcza prawna, ale właściwie każda, składa się nie z tego, co było lub czego nie było, ale z tego, co da się stwierdzić, potwierdzić, co jest zauważalne i rejestrowalne, co podlega ludzkiej percepcji. Reszta podlega tylko wierze. „Niewykluczone, że mogło, choć nie musiało” – taka fraza w skrócie buduje teraz klimat polskiej polityki. Jest dowód, to dobrze, nie ma, to może znaczyć, że został zniszczony. Jak w starej anegdocie: w wykopaliskach w Rzymie odkryto drut, wniosek – starożytni Rzymianie znali telegraf, a w Egipcie pod piramidami nie wykopano żadnego drutu, wniosek: starożytni Egipcjanie znali telegraf bez drutu. Ale to widocznie działa, skoro w niedawnym badaniu opinii społecznej 63 proc. respondentów opowiedziało się za powołaniem międzynarodowej komisji, która zbadałaby katastrofę w Smoleńsku, choć większość wciąż nie wierzy w zamach. Ale metoda jest taka, aby zebrać tych „trochę zamachów” w jeden cały zamach, z wątpliwości sklecić pewność. To jest skutek logiki emocjonalnej, nieformalnej i rachunku nieprawdopodobieństwa, gdzie jedni mówią swoje, a drudzy swoje, a prawda leży pewnie pośrodku. Czyli: trochę był zamach, a trochę katastrofa. Niech to ktoś spoza Polski rozstrzygnie, bo my się chyba pozabijamy. Jeśli o taki stan umysłów chodziło PiS, to osiągnęło skutek. Ktoś z zewnątrz ma rozstrzygnąć, o co Polakom chodzi. Czyli jednak kondominium. Fizyka nie wyklucza, że człowiek może zamarznąć w piecu hutniczym. Tyle że jest to niesłychanie mało prawdopodobne. W życiu codziennym, także w prawie, zakłada się roboczo wersje bardziej prawdopodobne i się je weryfikuje. Do tego dołożono jeszcze domniemanie niewinności, a także, w konsekwencji – domniemanie braku zbrodni. Czyli nie trzeba udowadniać, że nie było przestępstwa, zamachu, ale należy niezbicie, procesowo dowieść, że doszło do zbrodni, której ktoś jest winien. Ale w logice smoleńskiej wszystko jest odwrócone. Precyzyjny przykład takiego przekręcenia przyczyny i skutku widać we wpisie znanego prawicowego blogera Rybitzkiego: „Przecież jeśli się sprawdzą najgorsze przypuszczenia sformułowane (…) przez Jarosława Kaczyńskiego, to ostre słowa o współczesnej Polsce są jak najbardziej uzasadnione”. Czyli najpierw ostre słowa, a potem potwierdzenie przesłanek, jakie doprowadziły do tej ostrej oceny. PiS i jego poplecznicy naprawdę stworzyli własną logikę. To, co nie jest wykluczone, zaczyna funkcjonować jako byt realny i żąda się, aby był traktowany na równi z tym, co nieporównywalnie bardziej prawdopodobne. Zatem teraz trzeba udowodnić, że w Smoleńsku nie było zamachu. Dla wyborców PiS wynik śledztwa jest już znany, teraz należy tylko przeprowadzić samo śledztwo. To zasada odwróconego dowodu, wsparta właśnie „niewykluczaniem”. Do tego dochodzi kolejna zasada smoleńskiej antylogiki: wszystko dowodzi wszystkiego. Jeśli rząd Tuska mataczy, to znaczy, że ma coś do ukrycia, a wobec tego jest winny. A jeśli jest wina, to musi być zbrodnia. Mataczeniem jest wszystko: ekshumacje, „oddanie śledztwa”, zdjęcia ofiar w Internecie, wypowiedzi marszałek Kopacz, to że Rosjanie nie oddają wraku, a także kwestia obecności bądź nieobecności gen. Błasika w kokpicie. Następuje zrównanie rangi wszystkich rzekomych dowodów, poszlak, domysłów, hipotez. Każda pomyłka, niedbalstwo, błąd, przekłamanie są traktowane jako dowód zamachu. A wynik jest już znany. Tytuł na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” dzień po wybuchowym wtorku głosił: „Prawda za pół roku” (tyle mają potrwać badania próbek zebranych z wraku Tupolewa przez prokuratorów). W artykule czytamy: „najwcześniej za pół roku dowiemy się, czy prokuratura wykluczy obecność materiałów wybuchowych na wraku Tu-154”. A jak nie wykluczy na sto procent? Co zrobić wtedy z tym „niewykluczeniem”? Co z innymi dowodami, co z zapisem dźwiękowym z kokpitu, gdzie nie ma śladu odgłosów wybuchu, choć jest zarejestrowany krzyk pasażerów na moment przed zderzeniem samolotu z ziemią? Jarosław Kaczyński stwierdził, że zapis mógł być sfałszowany. Ale ten rejestr był badany przez krakowski Instytut im. Sehna, gdzie nie stwierdzono fałszowania zapisu. To ten sam Instytut, który był tak chwalony przez PiS za obronienie honoru gen. Błasika, za konkluzję, że nie można stwierdzić jego obecności w kabinie pilotów na krótko przed katastrofą. Ale czy jego obecność Instytut wykluczył? Nie, nie wykluczył. Więc pojawił się zarzut, że prokuratura wojskowa też mataczy, że jest niewiarygodna, że działa na zlecenie Tuska i od początku miała gotową wersję. Ale to ta sama prokuratura wysłała ludzi do Smoleńska, aby zbadać wrak, czy nie ma na nim śladów materiałów wybuchowych, a więc wątek zamachu nie został zarzucony. Wciąż jest badany, mimo że tej hipotezy nie potwierdzają żadne realne, powtarzamy – żadne – dowody, a nawet poszlaki. Paranoja smoleńska się pogłębia. Trwa szaleństwo „niewykluczania”, w którym mało kto zadaje sobie pytanie: a co z tych wszystkich hipotez, domysłów, głębokiej wiary w morderstwo ostałoby się w sądowym procesie, nie w rusko-niemieckim kondominium rzecz jasna, ale choćby w amerykańskim sądzie? Od dwóch i pół roku konfrontowani z najdzikszymi i najbardziej absurdalnymi teoriami zamachu, zadawaliśmy sobie pytanie: czy ta smoleńska mgła jest produkowana przez cynizm czy emocje? Ale już widać, że tu chyba nie ma sprzeczności: zimny polityczny cynizm podpowiada partii Jarosława Kaczyńskiego, aby nie hamować, nie miarkować emocji, przeciwnie – podgrzewać, okazywać, eksponować. Obserwowaliśmy to w ubiegłym tygodniu. Kaczyński, po jednym artykule prasowym, jeszcze przed konferencją prokuratury wojskowej, użył słowa ostatecznego: niesłychana zbrodnia. Ale przyjrzyjmy się całemu zdaniu prezesa PiS, bo zauważamy tu tradycyjne dla smoleńskiej retoryki „kontrolowane szaleństwo”. „Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP i innych wybitnych przedstawicieli kraju, to niesłychana zbrodnia i każdy, kto choćby poprzez matactwo lub poplecznictwo miałby cokolwiek z nią wspólnego, musi ponieść tego konsekwencje”. Czy Kaczyński powiedział coś horrendalnego? Bynajmniej. Formalnie biorąc, jest to zdanie prawdziwe. Zamordowanie jest zbrodnią i jeśli ktoś „miałby” z tym coś wspólnego, powinien ponieść surową karę. Już dzień później Kaczyński powiedział: „doszło do sytuacji, w której w najwyższym stopniu prawdopodobna jest zbrodnia”. Zszedł więc o pół stopnia niżej. To wciąż ta sama asekuracja, bezpieczniki, które mają go chronić przed całkowitym wyłączeniem z głównego nurtu polityki. Czuje, że jeżeli ma być kiedyś premierem czy prezydentem, nie może zrobić tego ostatecznego kroku, nie może wprost oskarżyć Putina czy Tuska o zbrodnię. Widać to także po tym, że podczas trotylowej awantury na internetowej stronie PiS pojawił się artykuł pod hasłem „Już wiemy”, gdzie wersję zamachu przedstawiano jako udowodnioną, ale szybko został usunięty. Wszystko zatem jest niby jasne, ale nie do końca. PiS podobno ma dowody na zamach, niezależnie od „Rzeczpospolitej”, ale ich nie pokaże, wie, ale nie powie. To też stara, wypróbowana taktyka. Można w tym, przy maksimum dobrej woli, widzieć jakąś próbę, aby jednak nie palić wszystkich mostów, nie stawiać polskiej polityki, także międzynarodowej, na ostrzu noża. Ale można spojrzeć na to inaczej. To właśnie owo kunktatorstwo, balansowanie na granicy wytrzymałości społeczeństwa, rzucanie najcięższych oskarżeń i robienie następnie pół kroku do tyłu, aby później ponownie zaatakować, jest najcięższym oskarżeniem wobec PiS. Kaczyński i jego ludzie grają emocjami, eksperymentują na żywej tkance, jak daleko mogą się posunąć w walce o władzę, tak aby zawsze móc się rakiem wycofać i ocieplić wizerunek. „Prawdopodobna zbrodnia” to instrument wyjątkowo cyniczny i bezwzględny, bo niepodlegający – jako przekonanie – racjonalnej weryfikacji. Druga polityczna strona ma z tym zasadniczy problem. Po wystąpieniu Tuska, w którym premier stwierdził, że trudno w jednym kraju żyć z politykami wysuwającymi tak ciężkie oskarżenia, jak Kaczyński, nawet wśród zwolenników Platformy można było usłyszeć opinie, że przesadził. Że Tuskowi jako szefowi rządu takie słowa nie przystoją. Że poszedł o krok za daleko, a powinien nie ulegać emocjom. Ale pojawia się pytanie o tę asymetrię. PiS w tej chwili może powiedzieć wszystko. Może podeprzeć się wdowami i wdowcami, którym nie wolno zaprzeczać, aby nie ranić ich uczuć, cokolwiek mówią. Przez te wiele miesięcy od kwietnia 2010 r. powstał nowy poprawnościowy, prawicowy kod, w którym to PiS dzierży honor, żałobę i przyzwoitość, a po drugiej stronie tylko łgarstwo i zdrada. Tusk jest w tej chwili jedynym politykiem Platformy, który może zabrać w tej kwestii głos. Nie ma żadnego zmiennika, kogoś wyrazistego, niezgranego do szczętu w dotychczasowej politycznej walce, kto mógłby się w imieniu jego formacji wypowiedzieć. Jerzy Miller wygląda na obrażonego za odstawienie od rządu, inni członkowie jego komisji nie mają wystarczającej mocy i autorytetu, aby przeciwstawiać się, choćby tak samo emocjonalnie, Antoniemu Macierewiczowi. A Tusk nie może powiedzieć wszystkiego, odpowiedzieć ostro i brutalnie na brutalne i bezpodstawne oskarżenia. Ale tym razem to PiS, jego poplecznicy i sam prezes wyraźnie przesadzili, niechcący obnażając toksyczną logikę smoleńskich oskarżeń. To byłaby, powinna być, ostateczna kompromitacja – gdyby taka kategoria jeszcze występowała w polskiej polityce.Szukaj w sklepie Zamknij. 12 345 42 00; Moje konto. Moje konto Zamknij. Załóż konto Logowanie. Ulubione (0) Koszyk zakupowy Zamknij. 0 0,00 zł . Nie masz żadnych Home Description Zupełnie inne spojrzenie na tragedię smoleńską. Tytułowe pytanie staje się pretekstem do głębokich i poruszających rozmów z rodzinami ofiar. Ich konkluzje są zaskakujące. Jaki był sens śmierci tylu ludzi? Co oznacza ta ofiara? Jaki jest religijny, mistyczny wymiar tej tragedii? Autorzy i bohaterowie filmu w niezwykle odważny sposób zestawiają fakty i zdarzenia, odczytują znaki, szukają w nich sensu, odkrywając przed widzem głębszą perspektywę smoleńskiej tragedii i cierpienia, które przyniosła. Piękny, poruszający, głęboki i religijny film, który w obliczu wielkiej narodowej tragedii wskazuje źródło nadziei. Czas trwania filmu: 43 minuty. show more Product details Format Hardback | 48 pages Dimensions 145 x 190 x 10mm | 220g Publication date 01 Jan 2012 Publisher Rafael Publication City/Country Poland Language Polish ISBN13 9788375692822Dwa wstrzasy przyczyna katastrofy samolotu rzadowego z Prezydentem RP na pokladzie Lechem Kaczynskim. Wyniki pracy zespolu parlamentarnego Macierewicza. 70 rocznica Katynia. Czas, przyczyny i sledztwo w sprawie katastrofy samolotu prezydenta Polski. Zbrodnia Katynska. Katastrofa polskiego samolotu w Smolensku 10 kwietnia 2010. Kampania
Hitch: Najlepszy doradca przeciętnego faceta Hitch: Najlepszy doradca przeciętnego faceta Komedia romantyczna Alex Hitchens jest doradcą do spraw uwodzenia kobiet i z każdego mężczyzny potrafi zrobić Romea i Casanovę w jednym. Nieoczekiwanie Alex zakochuje się w pięknej, lecz dość cynicznej dziennikarce. 20:00 Polsat Eskorta Eskorta Western Mary Bee Cudy, niezależna kobieta samodzielnie zarządzająca gospodarstwem, podejmuje się misji, której nie odważyli się wykonać mężczyźni. Ma zawieźć na drugi koniec kraju trzy niepoczytalne kobiety. 20:10 ale kino+ Na Wspólnej odc. 3466 Na Wspólnej odc. 3466 Serial obyczajowy Olszewska dowiaduje się, że Kuba i jego koledzy są podejrzewani o produkcję i handel narkotykami. Kamil próbuje uspokoić zrozpaczonego Nalepę, którego żona próbowała popełnić samobójstwo. 20:15 TVN Niesamowity Spider-Man 2 Niesamowity Spider-Man 2 Film fantastyczny Wiele wskazuje na to, że Peter Parker dobrze się czuje w roli walczącego ze złem Spider-Mana. Niestety, wszystko ma swoją cenę. Gdy w Nowym Jorku pojawia się Electro, Spider-Man musi stawić mu czoła. 20:40 Super Polsat Milionerzy odc. 507 Milionerzy odc. 507 Teleturniej Teleturniej, w którym należy prawidłowo odpowiedzieć na dwanaście pytań, by wygrać główną nagrodę. Zawodnik ma do dyspozycji podpowiedzi i może skorzystać z trzech kół ratunkowych. 20:55 TVN Modliszka Modliszka Thriller Ceniona ilustratorka Sophie Hartley wciąż nie może otrząsnąć się po śmierci matki. Ukojenie przynosi jej obecność bliskich. Pewnego dnia zaczyna podejrzewać, że ktoś chce odebrać jej dom i rodzinę. 21:00 TV 4 Bolivar odc. 40 Bolivar odc. 40 Serial obyczajowy Aponte udaje się do domu państwa Camacho i otrzymuje niezwykłe zlecenie. Santander jest zaniepokojony stanem finansów republiki. Odkrywa, że rząd zaciągnął pożyczkę na skandalicznych warunkach. 21:05 TVP 1 Wampirzyce Wampirzyce Komedia romantyczna Dla wampirzyc Stacy i Goody nadchodzi czas próby. Goody spotyka mężczyznę swoich marzeń. Stacy nawiązuje romans z synem łowcy wampirów. Gdy zachodzi w ciążę, musi stać się na powrót człowiekiem. 21:15 Zoom TV Boska Florence Boska Florence Komedia Florence Foster Jenkins kochała muzykę. Nie miała niestety żadnych zdolności, ale mimo to pragnęła podbić świat śpiewem. 21:45 TVP Kobieta Czas zapłaty Czas zapłaty Film sensacyjny Londyński oficer policji Max Lewinsky od lat ściga sprytnego złodzieja Jacoba Sternwooda. Niespodziewanie nadarza się okazja ujęcia przestępcy, gdy jego syn zostaje wplątany w próbę kradzieży. 22:00 TVP 2 Jak stracić chłopaka w 10 dni Jak stracić chłopaka w 10 dni Komedia romantyczna W tej walce bronią jest wola! Andie (Kate Hudson) musi udowodnić, że w ciągu 10 dni zdoła pozbyć się chłopaka, natomiast Ben (Matthew McConaughey) w tym samym czasie chce zdobyć serce dziewczyny. 22:30 Polsat Błękitna fala Błękitna fala Film obyczajowy Anne Marie przygotowuje się do ważnych zawodów w windsurfingu. Zakochuje się w chłopaku, który odrywa ją od treningów. Bohaterka staje przed wyborem - wymarzona wygrana czy osobiste szczęście. 22:45 TVN MMA: UFC MMA: UFC MMA Podczas gali odbędzie się 14 pojedynków, z których 6 ma zostać rozegranych w części głównej. W najważniejszym zmierzą się Jan Błachowicz, najlepszy obecnie polski zawodnik MMA, i Brazylijczyk Glover Teixeira. 23:00 Polsat Sport
Rosyjski historyk i inżynier o Smoleńsku: to był akt terroru. Pierwszy taki wywiad w Polsce. Smoleńsk. opublikowano: 22 czerwca 2021. autor: arch., Mark Solonin. Podziel się. 119. Pragnę Państwu gorąco polecić nowy numer tygodnika „Sieci”, w którym znajdą Państwo poświęconą katastrofie smoleńskiej moją rozmowę z Markiem Opublikowano: 2015-10-30 16:05:29+01:00 · aktualizacja: 2015-10-30 21:04:12+01:00 Dział: Smoleńsk Smoleńsk opublikowano: 2015-10-30 16:05:29+01:00 aktualizacja: 2015-10-30 21:04:12+01:00 Fot. PAP/EPA; Wyniki Jorgensena są poprawne. W Smoleńsku doszło do trzech wybuchów — mówił TV Republika prof. Wiesław Binienda. Jego ostatnie badania potwierdzają wcześniejsze tezy naukowców zajmujących się Smoleńskiem. Wnioski zespołu parlamentarnego są jasne: brzoza nie miała nic wspólnego z przyczynami tragedii smoleńskiej, zaś rządowy tupolew został rozerwany przez eksplozje w powietrzu. Z tymi tezami, doniesieniami i wynikami badań prof. Biniendy dobrze koresponduje ciekawy wywiad z tygodnika „wSieci”. Witold Gadowski rozmawiał z byłym oficerem Mosadu Juval’em Aviv’em. Aviv informuje w rozmowie o szczegółach swojej pracy dla Mosadu i przyznaje, że zna sprawę smoleńską. Zapoznałem się ze szczegółami tej sprawy. Czytałem tajne dokumenty na temat katastrofy smoleńskiej — informuje Aviv. Pytany o jakiej dokumentacji mówi precyzuje: Dokumenty tajnych służb Izraela, USA, Wielkiej Brytanii i Interpolu. Wskazuje, że po tej lekturze nie ma wątpliwości: „za tą katastrofą stoi Rosja”. Jestem przekonany, że odpowiedzialność Rosji za katastrofę samolotu z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie niedługo wyjdzie na jaw — wskazuje Aviv. To szalenie ważne świadectwo. Oficer służb, działający w obszarze bezpieczeństwa do dziś, wskazuje, że zna dokumentację wytworzoną w służbach o dużej wiarygodności i mówi jednoznacznie, że w Moskwie trzeba szukać odpowiedzialnych za narodową tragedię Polski. Trudno o lepsze dopełnienie tez, wygłaszanych przez naukowców, którzy wskazują, że mamy do czynienia z wybuchami w powietrzu. Ta deklaracja człowieka związanego przez lata ze służbami oznacza, że racje mają ci, którzy od lat już walczą, by w sprawie smoleńskiej przede wszystkim zweryfikować, czy doszło do zamachu. Człowiek Mosadu sugeruje jednoznacznie, że właśnie z tym mogliśmy mieć do czynienia. To silne potwierdzenie, że to, o co w Polsce trzeba było walczyć ze środowiskiem rządzącym, jest oczywistością. Jednak i inny fragment wywiadu z Avivem jest zaskakujący. Okazuje się, że oficer Mosadu nie chce mówić, co wie o Smoleńsku, ponieważ się… boi. To sprawa bardzo polityczna i wrażliwa, nie mogę więcej komentować tego, co powiedziałem. Usłyszał pan jednak już wystarczająco dużo. Teraz, kiedy intencje Putina stały się jasne, kiedy mamy do czynienia z działaniami Rosji na Ukrainie, w innych miejscach Europy czy w Syrii,wiele rosyjskich ciemnych operacji („dark operations”) wychodzi na światło dzienne — mówi. I dodaje: Powiedziałem już i tak zbyt dużo. Strach przed zajmowaniem się Smoleńskiem i mówieniem o tej tragedii jest zaskakujący, biorąc pod uwagę karierę Aviva. Co działo się w Smoleńsku, jakie i czyje interesy za tym stoją, że mówić o tej sprawie boi się były oficer Mosadu, komandos, płatny zabójca Izraela, który przez lata ścigał i zabijał terrorystów z organizacji Czarny Wrzesień? Wnioski nasuwają się same… Publikacja dostępna na stronie:187. Co znaczy słowo Dekalog? Słowo Dekalog znaczy to samo co dziesięć słów lub dziesięć przykazań, które Bóg dał Mojżeszowi na Górze Synaj, a Jezus Chrystus w Nowym Zakonie zatwierdził. 188. Jak się dzieli dziesięć przykazań Bożych? Dziesięć przykazań Bożych dzieli się tak, że pierwsze trzy uwzględniają Boga, a Nagrania zarejestrowane na czarnych skrzynkach odtworzyli prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego w przerażenia, bólu i paniki wśród pasażerów - to usłyszeli prokuratorzy, odsłuchujący nagrania zarejestrowane przez tzw. czarne skrzynki prezydenckiego TU-154M - podaje "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na jednego z wojskowych podaje "Gazeta Wyborcza", urządzenie rejestrujące rozmowy w kabinie pilotów nagrało także dźwięki z pomieszczeń pasażerskich. Za kokpitem znajdowało się pomieszczenie stewardess, a za nim trzy saloniki. W pierwszym z nich podróżowała para prezydencka Maria i Lech Kaczyńscy, a w dwóch kolejnych prezydent Ryszard Kaczorowski, wojskowi dowódcy i pasażerów prezydenckiego samolotu są ważnym dowodem w śledztwie. Pozwalają bowiem na określenie momentu, w którym wszyscy zorientowali się, że katastrofy nie da się danych ze wszystkich urządzeń, pozwala na dokładne wyliczenie moment upadku samolotu. Dzięki zapisowi czarnej skrzynki można umiejscowić w czasie wszystkie wcześniejsze zdarzenia, które doprowadziły do katastrofy prezydenckiego TU-154M.
Tego dnia 2010 roku w Smoleńsku doszło do katastrofy rządowego samolotu Tu-154M. Katastrofa w Smoleńsku miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku. W katastrofie zginął m.in. Prezydent Lech Kaczyński razem z małżonką Marią, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, dowódcy wszystkich
Posłanka PiS ze Słupska Jolanta Szczypińska, obecna była na uroczystościach katyńskich. Powiedziała, że też mogła lecieć tym samolotem, ale do zgromadzonych tam ludzi dotarła informacja o katastrofie prezydenckiego samolotu telewizje pokazywały jej zapłakaną się nam dodzwonić do Szczypińskiej o godz. 14. - Jedziemy autobusami do Smoleńska, żeby jak najszybciej wsiąść do pociągu i wrócić do Polski. Jesteśmy wszyscy zszokowani tym co się stało. Nie dowierzamy w to Nie wiem jak to możliwe, że wrócę do Sejmu i nie spotkań tam wielu moich kolegów i koleżanek. Miałam propozycję żeby lecieć tym samolotem, który się rozbił. Nie poleciałam, bo powiedziano mi, że na miejsce czeka wiele starszych osób z rodzin katyńskich. Postanowiłam, że ustąpię tym ludziom miejsca, aby nie musieli 18 godzin jechać pociągiem i cierpieć w nim niewygody. Ja pojechałam specjalnym pociągiem, który wczoraj wyjechał z Teraz wracamy i chcemy jak najszybciej wrócić tym samolotem do kraju, bo jesteśmy zaniepokojeni co będzie się działo dalej. Wszyscy obecni w Katyniu stwierdzili, że uroczystości trzeba zakończyć po Mszy Świętej, która została odprawiona także w intencji ofiar dzisiejszej katastrofy. Do zgromadzonych w Katyniu dopływają różne sprzeczne informacje. Słyszeliśmy o tym, że w miejscu katastrofy była mgła. My nic takiego nie W Smoleńsku byliśmy o godz. 4 rano, a potem pojechaliśmy do Katynia i wszędzie była piękna pogoda. Nie rozumiem tego wszystkiego.
Apollo – w mitologii greckiej syn Zeusa i Leto. Urodził się na wyspie Delos i należy do dwunastu najważniejszych bogów Olimpu. Był bliźniaczym bratem Artemidy. Uważany za boga piękna, światła, życia, śmierci, zarazy, muzyki, wróżb, prawdy, prawa, porządku, patrona sztuki i poezji, przewodnika muz , natchnienia, lecznictwa i uzdrawiania, łucznictwa, kawalerów, a także
To miasto od dawna wpisywało się dramatycznie w polską i rosyjską historię. Jego utrzymanie oznaczało kontrolę nad głównym szlakiem z Polski do Moskwy i zapewniało przewagę nad spornymi terenami. Na kartach kronik Smoleńsk pojawił się w IX w. jako gród plemienia Krywiczów. Wchodził w skład Wielkiego Księstwa Kijowskiego, a potem był stolicą Księstwa Smoleńskiego; w XII w. na jednym ze wzgórz postawiono Sobór Uspieński. Gród nie zdołał jednak utrzymać niezależności, gdy pojawili się Litwini Olgierda (1345–77), który twierdził, że „cała Ruś powinna należeć do Litwy”. W 1395 r. wielki książę litewski Witold opanował Smoleńsk. Na scenie pojawiła się kolejna wielka siła: państwo moskiewskie. Walka Moskwy, Litwy i Polski była od początku walką ideologii i świętości. W X w. Kijów czy Nowogród Wielki uważały się za nowe Jeruzalem, a Ruś za ziemię obiecaną. Ożenek Iwana III z wnuczką cesarza bizantyjskiego Zoe Paleolog w 1472 r. wzmocnił tendencje zabierania ziem ruskich, gdyż władcy Moskwy uznali się za spadkobierców Bizancjum. W 1478 r. Iwan III zażądał od Litwy Połocka, Witebska, Smoleńska i wszystkich ziem ruskich. Do sacrum Smoleńska przyczyniał się cudowny obraz Matki Bożej Smoleńskiej, której autorem miał być Łukasz Ewangelista (jemu przypisuje się też namalowanie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej). Umieszczenie przez Borysa Godunowa kopii obrazu w 1602 r. nad bramą Dnieprowską bez wątpienia podwajało wysiłki Rosjan w obronie świętości, podobnie jak Polaków w walce o Jasną Górę. 14 lipca 1500 r. nad rzeką Wiedroszą wojska Iwana Srogiego pobiły dziesięciokrotnie słabsze siły hetmana litewskiego Konstantego Ostrogskiego i podeszły pod Smoleńsk. 6 września 1502 r. rozpoczęły szturm generalny. Jednakże załoga twierdzy nie tylko obroniła się, ale w licznych wycieczkach wycięła ponoć aż 6 tys. żołnierzy moskiewskich. Ziemie wokół Smoleńska zostały doszczętnie spustoszone i dlatego wyczerpane strony zgodziły się na sześcioletni rozejm: Litwa utraciła w nim Siewierszczyznę i ziemie „od kresów pskowskich po stepy tatarskie”. Smoleńsk, a także Połock, Witebsk i Kijów stały się polsko-litewskimi grodami kresowymi. Ponieważ Polska zawarła unię z Litwą, stało się jasne, że Korona także wplącze się w krwawy konflikt z Moskwą o kluczowe twierdze zabezpieczające Litwę. W kwietniu 1507 r. gosudar z ordą kazańską uderzył jedną armią na Połock, a drugą z Dorohobuża na Smoleńsk. Wojnę zakończył kolejny „wieczysty pokój” zaprzysiężony przez króla 12 stycznia 1509 r. w Wilnie. Poza paroma włościami smoleńskimi Litwa nic nie uzyskała, a ponad rok później Wasyl III wcielił Psków w granice państwa moskiewskiego. Smoleńsk utracony W styczniu 1513 r. wojska Wasyla III podeszły pod Smoleńsk, a komendant Smoleńska, wojewoda Jurij Sołłohub, w uroczystej przysiędze obiecał królowi Zygmuntowi bronić twierdzy „aż do gardła swego”. Czas był najwyższy, gdyż w połowie kwietnia 1514 r. ruszyła na Smoleńsk armia moskiewska pod wodzą ambitnego kniazia Michała Glińskiego. Otoczyła Smoleńsk, ale nie miała szans, by zdobyć potężną twierdzę. Na pomoc Glińskiemu poszła druga armia kniazia Szczeni Oboleńskiego. Pod koniec czerwca pętla zacieśniła się jeszcze bardziej, gdy pod Smoleńsk dotarł sam Wasyl z trzecią armią. „Podobno do tego oblężenia Wasyl użył ponad trzystu dział oblężniczych, zwanych pospolicie bombardami” – pisał Jost Decjusz. W rzeczywistości było ich ok. 140, głównie sprowadzonych z Niemiec. Ale i one nie powinny przełamać potężnych szańców – sądził sekretarz królewski – „wzniesionych z ziemi, kamieni i kłód dębowych”, tak że „nie imały się go żadne pociski”. Jagiellon był przekonany, że Smoleńsk jest nie do zdobycia; tym bardziej że był znakomicie zaopatrzony. Tymczasem 31 lipca 1514 r. nieoczekiwanie twierdza poddała się, a jej mieszkańcy wylegli na ulice, składając przed Wasylem III wiernopoddańczą przysięgę! To był szok dla króla i jego rady, przebywających od 26 lipca pod Mińskiem. Trudno orzec, kto najbardziej przyczynił do kapitulacji. Wiemy z pewnością, że wewnątrz twierdzy narastało niezadowolenie i Sołłohub znalazł się pod presją starszyzny wojskowej i miejskiej, skłonnych do kapitulacji. 31 lipca 1514 r. do twierdzy triumfalnie wjechał Wasyl III witany uroczyście przez biskupa prawosławnego Warsonofija. Czy Sołłohub zdradził króla? Nie przeszedł na stronę Moskwy, lecz zjawił się w Orszy w obozie królewskim. Tak nie postępuje zdrajca. Tymczasem wedle „Utjużskiego zwodu letopisarskiego” z początku XVI w., osądzono go: „został tam winny zdrady i ścięty w 1514 r. z polecenia Zygmunta”. Do tej pory nie wiemy, czy Sołłohub stał się kozłem ofiarnym, którego kaźń miała zamaskować opieszałość króla w organizowaniu odsieczy. Mieszkańcy Smoleńska szybko zniechęcili się do nowych rządów: kilka tygodni panowania moskiewskiego sprawiło, że biskup Warsonofij wysłał do króla Zygmunta swego „bratanka Waśkę Chodyjna, zapewniając, że mieszkańcy ułatwią mu odzyskanie twierdzy”. Urzędnicy carscy w Smoleńsku odkryli konszachty biskupa Warsonofija z polskim królem. Został wezwany do Moskwy i zamknięty w celi. Losu Smoleńska nie zmieniło wielkie zwycięstwo wojsk litewskich i koronnych pod wodzą Konstantego Ostrogskiego. 8 września 1514 r. pod Orszą rozniosły znacznie liczniejszą armię moskiewską Iwana Czeladnina. Następnie Ostrogski podszedł pod mury z 16 tys. „wozów piczownych”: tamże wojsko polskie i litewskie zobaczyło wystawione przez Wasyla Szujskiego trupy mieszkańców Smoleńska, zwolenników powrotu do Rzeczpospolitej. Ale ponieważ Ostrogski „strzelby nie miał... nazad się do Wilna wrócił” – pisał Maciej Stryjkowski. Naszyjnik Rusi prawosławnej Utrata Smoleńska była tak dotkliwa, że nie omieszkał tego królowi wytknąć Stańczyk. Na blisko sto lat Smoleńsk stał się pograniczną twierdzą moskiewską, a Moskwa zaczęła odtąd zagrażać Litwie środkowej. Doceniając strategiczne położenie miasta stojącego wśród siedmiu wzgórz, Fiodor Romanow w końcu XVI w. wydał ukaz o zmianie fortyfikacji twierdzy: w 1596 r. stare wały zaczęto burzyć i budować na ich miejsce nowe, kamienne. Pracami kierował Fiodor Sawilejew, zwany Koniem, a nadzorował przyszły car Borys Godunow. Do prac, jak podają opracowania rosyjskie, spędzono ok. 300 tys. ludzi. Nie wiemy, ilu zginęło w czasie tych robót przymusowych. Ale gdy Godunow zobaczył rezultaty tych prac, miał jęknąć z zachwytu: „Mury Smoleńska to naszyjnik naszej Rusi prawosławnej... jakiego nie ma na całej świętej ziemi” ruskiej. Nie pokusił się o odbijanie Smoleńska Stefan Batory. W latach 1579–82 przywrócił polskie panowanie nad Inflantami. Dopiero w czasie kryzysu państwa moskiewskiego (Wielkiej Smuty) – gdy car Wasyl Szujski zawarł układ ze Szwedami w Wyborgu, skierowany przeciw Rzeczpospolitej, król Zygmunt III Waza zdecydował się uderzyć na Smoleńsk. Zjawił się pod murami twierdzy 5 października 1609 r. Zobaczył ogromną, dobrze umocnioną, choć w nieco przestarzały sposób, twierdzę: całkowita długość murów wynosiła 6,5 km, wysokość dochodziła do 15 m, baszt do 33 m, a grubość do 5–6 m. Północną ścianę osłaniał Dniepr. Zapowiadało się oblężenie na wyniszczenie, mimo że do dziewięciotysięcznych sił królewskich dołączyło ok. 20 tys. Kozaków. Ale Zygmunt III musiał zmierzyć się nie tylko z załogą Smoleńska pod wodzą wojewody smoleńskiego Michała Borysowicza Szeina, ale i ze skomplikowaną sytuacją militarną i polityczną w państwie moskiewskim, gdy hetman Stanisław Żółkiewski wszedł do Moskwy po ogłoszeniu nowym carem syna Zygmunta III – Władysława. Dramatyczne rozmowy z wielkim poselstwem moskiewskim, przybyłym pod Smoleńsk, a także z wojewodą Szeinem, którym towarzyszyły rozruchy w Moskwie i podpalenie jej przez załogę polską 29 marca 1611 r., nie rokowały dobrze. Król posunął się nawet pod Smoleńskiem do internowania poselstwa na czele z kniaziem Wasylem Golicynem i metropolitą rostowskim Filaretem. Wydawało się, że Polacy twierdzy nie odzyskają: ale „gdyśmy byli już zwątpili, gdyśmy szyje nasze i głowy zwiesili... gdy zewsząd nieprzyjaciele się gromadzili”, jak pisał anonimowy obserwator, po gwałtownym szturmie 13 czerwca 1611 r. Smoleńsk został zdobyty. Zwycięstwo Władysława IV W Polsce zdawano sobie sprawę, że carowie nigdy nie pogodzą się z utratą twierdzy. Tymczasem, mimo konstytucji sejmowych z 1620, 1629 i 1631 r., obronność Smoleńska pogarszała się. Po śmierci Zygmunta III w 1632 r. Rosjanie zaczęli sprowadzać ogromne ilości dział, muszkietów i wojska zaciężne z Zachodu, chcąc wykorzystać czas bezkrólewia w Rzeczpospolitej. Jednak Polacy i Litwini sprawnie obrali władcą syna Zygmunta III, Władysława IV, który nominalnie nosił nadal tytuł carski. Obroną Smoleńska dowodził podwojewodzi smoleński Samuel Drucki-Sokoliński. 27 sierpnia 1633 r. nadeszła wreszcie odsiecz z królem Władysławem IV, który rozłożył swe siły koło uroczyska Hłuszczcy nad Dnieprem. Miał 14 tys. wojska naprzeciw 25 tys. żołnierzy Szeina. Niebawem jednak Polaków i Litwinów wsparło kilkanaście tysięcy Kozaków zaporoskich. Za przywileje dla prawosławia, uzyskane od Władysława IV, Kozacy bili się świetnie. Służyli pod znakomitym wodzem – pod Smoleńskiem pokazał Władysław IV wielkie umiejętności wojskowe. Brzegi Dniepru spiął dwoma mostami, poprowadził szturm na górę Pokrowską na wojska zaciężne w służbie cara. Smoleńsk został odblokowany. 18 października 1633 r. pod osłoną deszczu król zajął z rotami Radziwiłła szczyt Żaworonkowej Góry, z drugiej strony przez rzekę Kłodnę szeroko obszedł pozycje Szeina hetman Kazanowski. W polską jazdę, ścieśnioną przed zejściem na równinę, biło 8 tys. muszkietów i 34 działa. A jednak mimo tysięcy zabitych Polacy przetrwali lawinę ognia, sami odpowiadając nawałą ogniową. Kolejny Wieczny Pokój Rosjanie w nocy odeszli za Dniepr, co stało się początkiem ich klęski. Energiczny król błyskawicznie pobudował reduty i szańce wokół pozycji Szeina. Ten zmuszony był prosić o rozmowy. Król przysłuchiwał im się w przebraniu. 7 stycznia 1634 r. Szein podjął ostatnią, nieudaną, próbę wyrwania się z polsko-litewskiego okrążenia. Zrezygnowany, z wojskami ledwie ośmiotysięcznymi, skapitulował. W ręce króla wpadło 129 sztandarów, 109 dział i inne łupy. Moskwa poniosła wielką klęskę, gdyż król na prośbę Kozaków zaporoskich zezwolił im na złupienie ogromnych obszarów państwa carskiego. Sam Szein i dowódca Artemij Izmaiłow, oskarżeni przez cara o nieudolność i zdradę, zostali ścięci, a ich rodziny poddane torturom i zesłane na Syberię. 27 maja 1634 r. strony zawarły kolejny wieczny pokój w Polanowie, pozostawiający Smoleńsk po stronie polskiej. W Warszawie pojawiło się wielkie poselstwo na czele z braćmi Puszkinami. Za uchybienia w tytulaturze cara zażądało kaźni księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, zwrotu Smoleńska, pół miliona złotych odszkodowania i spalenia ksiąg sławiących polskie triumfy pod Moskwą. Smoleńska nie wydano, ale część kart z książek kat w Warszawie wydarł i publicznie spalił. Na nieszczęście później w Polsce panował chwiejny emocjonalnie król Jan II Kazimierz, który wplątał się w bezsensowny, pełen aktów mściwości spór z potężnym magnatem Januszem Radziwiłłem. Tymczasem car Aleksy zbroił się i modernizował swą armię na wzór polsko-niemiecki. Moskiewskie wojska „nowego stroju” stanowiły aż 70 proc. armii carskiej. Na przełomie maja i czerwca 1654 r. trzy armie rosyjskie uderzyły na Rzeczpospolitą; główną – na Smoleńsk – prowadził sam car. Najlepiej w tej wojnie spisał się hetman litewski Janusz Radziwiłł, ten sam, który później opisany będzie przez Sienkiewicza jako zdrajca. W nocy z 4 na 5 lipca 1654 r. jego podjazd wysłany pod Smoleńsk zaskoczył i wyrżnął ok. 1000 kompletnie pijanych Moskwian. 12 sierpnia pod Szkłowem „w samo straszne zaćmienie słońca, sroga i krwawa, ale za łaską Bożą szczęśliwa z nieprzyjacielem potrzeba doszła” – wspominał w liście hetman o świetnym zwycięstwie nad przeważającymi siłami Jakowa Czerkasskiego. Jednakże niebawem, 24 sierpnia, hetman dał się o świcie zaskoczyć armii kniazia Aleksego Trubeckiego pod Szepielewiczami nad Drucią. Po tym zwycięstwie Rosjan poddawały się im kolejne twierdze: Mohylew i Szkłów. W Smoleńsku potężnej twierdzy strzegło 3,5 tys. ludzi i 42 armaty: załoga liczniejsza niż w 1632 r. Jednakże żołnierze ci byli zdemoralizowani konfliktem królewskiego wojewody Filipa Obuchowicza z radziwiłłowskim płk. Wilhelmem Korffem. Car rozpoczął oblężenie miasta 8 lipca, widział, jak dzielne Litwinki pomagały mężom podczas pierwszego generalnego szturmu rosyjskiego: lały na żołnierzy moskiewskich ukrop i popiół, a następnie – gdy zabrakło amunicji – rzucono na szturmujących „dwa ule z pszczołami, które prędko Moskwę do szańców wpędziły”. Niestety, wojewoda Obuchowicz psychicznie się załamał, a szlachta, by ratować głowy, zaczęła wychodzić za mury... na popijawy z Moskwą, zaś piechota niemiecka Korffa „gromadnie się do Moskwy przedawać poczęła” – czytamy w diariuszu. I tak 3 października potężny Smoleńsk się poddał, odsłaniając całą Litwę. Moskwianie i Kozacy rozlaliby się z łatwością po całej niemal Litwie już w 1654 r., gdyby nie epidemia, która poraziła państwo moskiewskie. Ale już 9 sierpnia 1655 r. o świcie w zajętym przez Rosjan i Kozaków Wilnie zaczęła się największa rzeź w dotychczasowych dziejach pięknego miasta. Był to opłakany skutek utraty oparcia w twierdzy smoleńskiej, chroniącej Litwę centralną. Zwycięska porażka Napoleona Rzeczpospolita w traktacie andruszowskim z 1667 r. musiała pogodzić się z utratą Smoleńska. Straciła też Kijów. Piotr I uczynił w 1708 r. Smoleńsk stolicą guberni. Kolejna wielka bitwa o Smoleńsk rozegrała się w 1812 r. Cesarz Francuzów, Napoleon, dostrzegając znaczenie Smoleńska, chciał zaskoczyć armię rosyjską Michała Barclaya de Tolly. W wyniku bombardowania miasto się zapaliło, a heroicznej postawie kontratakujących na bagnety Rosjan Francuzi i Polacy księcia Poniatowskiego przeciwstawiali niezwykłe męstwo. Po trzydniowej bitwie 18 sierpnia 1812 r. Rosjanie opuścili doszczętnie spalone miasto, a Napoleonowi nie udało się zniszczyć trzonu sił carskich, jak planował. Stracił od 6 do 9 tys. żołnierzy; w tym polskiego generała Michała Grabowskiego, którego ciała Polacy nie odnaleźli. Rosjan poległo ok. 11 tys., a z ok. 2200 tys. domów ocalało jedynie 350. Po wojnach napoleońskich staraniem carów Smoleńsk odbudowano wraz z częścią murów i baszt. Przez krótki czas po zakończeniu I wojny światowej miasto było stolicą Białorusi. Polacy zapomnieliby o twierdzy, o którą toczyli przez wieki tak zacięte boje, gdyby nie odkrycie w lesie katyńskim grobów polskich oficerów zamordowanych przez NKWD na rozkaz Stalina. Gdy 25 września 1943 r. wojska Frontu Zachodniego wkroczyły do miasta, było ono niemal doszczętnie zniszczone. Przez to wymarłe miasto przeszła 1 Dywizja kościuszkowska na bój 12–13 października 1943 r. pod pobliskim Lenino... Tutaj, 10 kwietnia 2010 r., rozbił się samolot z polskim prezydentem i przedstawicielami polskiej elity politycznej i wojskowej. Trudno nie uwierzyć w tragizm tego miejsca.
Odpowiedź. Pewnego wiosennego dnia do Bilba Bagginsa- zamożnego hobbita- zawitał czarodziej Gandalf, a wraz z nim trzynastu krasnoludów: Dwalin, Balin, Kili, Fili, Dori, Nori, Ori, Oin, Gloin, Bifur, Bofur, Bombur oraz Thorin (“Dębowa Tarcza”), który im przewodził. Organizowali oni wyprawę, aby odzyskać skarby zagarnięte ich
Tygodnik „wSieci” opublikował w najnowszym numerze szczegóły raportu polskich archeologów, którzy badali miejsce katastrofy w Smoleńsku w 2010 roku. Zgodnie z informacjami zawartymi w raporcie, rządowy tupolew w chwili katastrofy rozbił się na ponad 20 tys. elementów. Według Pyzy jest to najważniejszy wniosek jaki wyłonił się z kilkusetstronicowej dokumentacji. Dziennikarz przywołuje również opinie jednego z niezależnych ekspertów z Sydney , który badał przyczyny katastrofy- Grzegorza Szuladzińskiego- „Odłamki oznaczają wybuch. To pewnik, od którego nie można uciec” miał wielokrotnie powtarzać. Autor twierdzi, że składający się z ponad 400 stron, raport archeologiczny jest kompromitacją dla prokuratorów oraz członków komisji Jerzego Millera, a także poważnym zarzutem pod adresem wszystkich służb III RP. „To kolejna mocna poszlaka na to, że 10 kwietnia nie zdarzył się zwykły wypadek”- czytamy na łamach wSieci. Według największego zwolennika „teorii wybuchu” informacje ujawnione przez dziennikarzy „wSieci” są niezwykle istotne. - To jest niesłychanie ważna publikacja i powiedział Antoni Macierewicz w wywiadzie dla serwisu „ Zobacz też: Nowe badania w sprawie Smoleńska: w tupolewie nie było wybuchu Polityk PiS przyznał również, że raport polskich archeologów potwierdza prace zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy. - On zdaje się potwierdzać prace zespołu parlamentarnego, który opublikował w czerwcu 2013 roku dokładną mapę rozrzutu szczątków zarówno w miejscu uderzenia o ziemię, jak i wcześniej. Prezentowaliśmy spis kilkuset opisanych fragmentów samolotu, zarówno skrzydła, jak i poszycia kadłuba. Ten materiał dowodził, że eksplozja była przyczyną tragedii - stwierdził Macierewicz w rozmowie z dziennikarzem portalu „ Stanisławem Żaryniem. Czytaj również: Szczegóły filmu o Smoleńsku. Kim będzie główna bohaterka? Kto zagra Lecha Kaczyńskiego?
Apollo był rzymskim bóstwem greckiego pochodzenia, którego domeną było proroctwo, medycyna, muzyka, poezja i sztuka cywilizowana. Młody i pełen pożądania Apollo był także patronem lekarzy. Pożyczony bezpośrednio z mitologii greckiej Apollo był rzymskim bogiem, który inspirował muzykę, poezję i twórczość artystyczną.
Region. Szok, niedowierzanie, smutek - to najczęstsze komentarze do tragedii pod Smoleńskiem. Podlasianie pogrążeni w żalu po śmierci 96 pasażerów modlą się za ich dusze. Kirem żałoby przykryła się Polska - mówił dziś abp Edward Ozorowski podczas mszy żałobnej w Katedrze Białostockiej. - Zabrało jej dzieci, nieoczekiwanie, nieodwracalnie. I to w jakże wymownych okolicznościach. Tragedia, która wydarzyła się w Katyniu 70 lat temu, to wystarczająco dużo. A dziś kielich goryczy dopełnił się. Te wydarzenia obligują nas zastanowienia się nad swoim życiem. Ale nie oznacza to zapadnięcie się w nicość. Bo jak powiedział św. Paweł: nikt nie żyje i nie umiera dla siebie samego. Robi to dla Pana Boga. W ten sposób arcybiskup pocieszał pogrążonych w smutku i rozpaczy mieszkańców Białegostoku i okolic, którzy przyszli do świątyni pomodlić się za zmarłych pod Smoleńskiem. Przed rozpoczęciem nabożeństwa, o godz. władze województwa podlaskiego, miasta Białegostoku i parlamentarzyści zapalili znicze przy pomniku Marszałka Józefa Piłsudskiego na Rynku Kościuszki. W intencji ofiar modlili się między innymi Wojewoda Podlaski Maciej Żywno, marszałek Jarosław Dworzański oraz prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. - Jest to katastrofa bez precedensu w polskiej historii i naszym obowiązkiem jest pochylenie głów i oddanie hołdu pamięci ofiar- apelował wojewoda podlaski, Maciej Żywno. - Składamy najszczersze wyrazy współczucia rodzinom i bliskim osób zmarłych. Jesteśmy przekonani, że w tych chwilach wszyscy ludzie dobrej woli łączą się w znicze i złożyli kwiatyWokół Rynku Kościuszki zgromadził się tłum ludzi. Większość z nich również przyniosła ze sobą lampki, a pod pomnikiem składali symboliczne czerwone i białe kwiaty. Znalazły się tam też zdjęcia ofiar: prezydenta Lecha Kaczyńskiego z żoną Marią, ostatniego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego oraz Wicemarszałka Sejmu RP Krzysztof Putry. Informacja o tragedii dla wszystkich była ogromnym Robiłam coś w kuchni i czekałam na transmisję uroczystości z Katynia - opowiada pani Teresa Cichowicz. - W pewnym momencie usłyszał niewyraźną wypowiedź spikera, że coś się rozbiło, że samolot, że zabici. Czy ja źle słyszę, czy to jakiś omam - pomyślałam. Zimno mi się zrobiło. Nie wiedziałam, czy to prawda, czy to jakiś żart. Zaczęłam się przysłuchiwać wiadomościom, ale nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam zrozumieć, że coś takiego, w takim dniu... - mówi 63-latka łamiącym się głosem. - Przy takiej rocznicy... To po prostu nie mieściło mi się w głowie. Pierwszą rocznicową transmisję z Katynia też oglądała. Brał w niej udział premiera Tusk i szef rosyjskiego rządu, Władimira Byłam tym głęboko poruszona - przypomina pani Teresa. - Całe życie na to czekałam. Pomimo tego, że nie padło tam słowo "przepraszam". Jestem z pokolenia, któremu rodzina po kryjomu przekazywałam historię Katynia. To była wieść szeptana. Ale jak byłam małą dziewczynką mówiło się o mniejszej liczbie zabitych. Teraz, kiedy wreszcie możemy o tym mówić głośno, to dla mnie to jest żałoba przez cały czas. Bo część mojej rodziny zginęła na wschodzie w 1944 roku nasi "wyzwoliciele" wyprowadzili mojego wujka z domu. Ślad urywa się w Grodnie. Do dziś nie wiadomo gdzie są szczątki. Więc ja rozumiem ludzi, którzy szukają tych zwłok. Uczestnictwo tej naszej delegacji, to tak, jakbym sama tam była. Dlatego to takie straszne przeżycie. To była wielka narodowa tragediaW podobnym tonie są też inne Do tej pory to do mnie nie dotarło - mówi Joanna Osiak, studentka biologii. - To wielka tragedia. Zginęło tyle osób... prezydent. Przyszłam się za nich pomodlić. Chociaż tyle mogę Kwiecień nie jest dla nas szczęśliwy. 70 lat temu Katyń, 5 lat temu odszedł papież Jan Paweł II. Kiedy wreszcie Polska zmartwychwstanie... nie wiem - zastanawia się natomiast 60-letni pan Stanisław Bochenko z Białegostoku. - Szok, szok, przeżycie, łzy w oczach. To jest wielka tragedia narodowa - dodaje jego żona Irena. - Były jeszcze informacje, że 3 osoby przeżyły. Mieliśmy nadzieję, że wśród nich znalazł się prezydent, niestety komunikaty potwierdziły, że zginęli wszyscy - mówi pani Irena. - Bardzo to przeżywamy, bo jesteśmy patriotami. Kochamy zakończeniu Mszy Świętej, około godz. Jego Ekscelencja Arcybiskup Jakub odprawił nabożeństwo żałobne w Cerkwi pw. Św. łączą się z rodzinamiPodobne msze odbyły się w całym regionie. O godz 18. w Katedrze Łomżyńskiej pw. św. Michała Archanioła biskup Tadeusz Bronakowski odprawił uroczyste nabożeństwo w intencji ofiar katastrofy. W Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łomży oprócz mszy o 18 ma się odbyć też specjalna o północy. Jutrzejsze uroczystości (o godz. 15) w związku z rocznicą śmierci Papieża zostaną połączone z O serdeczną prośbą o gorącą modlitwę, za tragicznie odwołanych do wieczności, o duchową łączność z rodzinami i przyjaciółmi ofiar tragedii, o zjednoczenie serc przy Matce naszej Ojczyźnie, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polsce - zwrócił się biskup łomżyński Stanisław Stefanek. W każdej parafii odbywają lub odbędą się specjalne Msze św. w intencji w intencji ofiar katastrofy odbędą się w niedzielę zarówno w Suwałkach, jak i w Augustowie. Pierwsza w konkatedrze pw. św. Aleksandra, druga w augustowskiej bazylice. Początek obu nabożeństw o godz. Od niedzielnego rana przy Dębie Wolności znajdującym się w Parku im. Konstytucji 3 Maja pojawi się portet prezydenckiej pary. Będzie tu można składać kwiaty i zapalić znicz. Także w niedzielę w biurze poselskim Jarosława Zielińskiego znajdującym się przy ul. Kościuszki 32 wyłożona zostanie księga kondolencyjna. Flagi z kirami na każdym budynkuNa znak żałoby flagi na masztach we wszystkich rządowych i samorządowych instytucjach zostały opuszczone do połowy. Prezydent Łomży Jerzy Brzeziński ogłosił żałobę aż do odwołania. - Nie ma słów, jakimi można wypowiedzieć cały ten bezmiar niespodziewanego dramatu, jaki dotknął Polskę i Naród Polski w ten sobotni poranek. W drodze na obchody 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wraz z Małżonką Marią i wielu zasłużonych przedstawicieli polskiej polityki i dyplomacji wielu naszych Rodaków. Z większością miałem przyjemność rozmawiać, do dzisiaj czuję ciepły, przyjacielski uścisk ich zaapelował też o odwołanie wszystkich imprez rozrywkowych, kulturalnych i sportowych, a także o także o udekorowanie narodowymi barwami z żałobą wszystkich budynków szkół, urzędów, organizacji społecznych i kombatanckich, budynków użytku poniedziałek, 12 kwietnia w foyer Ratusza wyłożona zostanie Księga piszą kondolencjeOd soboty księga kondolencyjna spoczywa już w Pałacyku Gościnnym Branickich w Białymstoku przy ul. Kilińskiego 6. Mieszkańcy, mogą złożyć wyrazy współczucia rodzinom ofiar tragedii. W niedzielę 11 kwietnia będzie ona dostępna od godz. 8-20 oraz do końca żałoby narodowej w godzinach pracy Urzędu Miasta. Białostoczanie wpisywali się chętnie. "To tragedia narodowa. Ta nieludzka smoleńska ziemia znów zabiera naszą elitę społeczną i polityczną. Łączę się w bólu z Rodziną Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej i wszystkimi rodzinami, którzy stracili bliskich w tej katastrofie". Suwalszczanie, z którymi rozmawialiśmy na ulicach miasta, nie mogą uwierzyć w to, co się stało. - Szok i wielka tragedia - to najczęstszy Kaczyński, jako prezydent RP, nigdy na Suwalszczyźnie nie był. Taka wizyta, po raz pierwszy, była planowana parę miesięcy temu. Nie doszła jednak do skutku z powodów organizacyjnych. Prezydent miał przyjechać jesienią tego roku. Wstępnie zaakceptował pomysł, aby wziąć udział w obchodach rocznicy bitwy najwazniejszych politykówNiedawno Suwałki odwiedził natomiast wicemarszałek Jerzy Szmajdziński. Często bywał tu Krzysztof Putra. Pochodził zresztą z Suwalszczyzny. Niedługo po tym, jak pojawiła się informacja o katastrofie, na najważniejszych budynkach w mieście pojawiły się flagi z żałobnym kirem. Zawisły na ratuszu, szkołach oraz uczelniach. - Nadal to do mnie nie dotarło - stwierdza Bożena Granecka. - Straciliśmy połowę parlamentu, naszego prezydenta, prezydentową, posłów i europosłów. Przyszliśmy się pomodlić za całą w południe w całym województwie podlaskim zostaną włączone syreny alarmowe - ciągły sygnał przez dwie minuty. Minutą ciszy uczczą też pamięć ofiar strażacy, którzy zorganizują zbiórkę przed jednostkami.